30 października 2009

Wianek i liście ,liście ......

Dzisiejszy wpis ,będzie krótki ,bez przynudzania .
Po pierwsze ,chwalę się ! Dotarł do mnie piękny wianek od Elisse już znalazł swoje miejsce w domu . Co prawda do obfocenia musiałam go wynieść na świeże powietrze ,bo w domku przy tak zachmurzonym niebie robienie zdjęć ,to dla mnie istna katorga. Śliczny jest ,prawda? Dziękuję Elisse!. Po drugie , do domu w ostatnim tygodniu zniosłam chyba taczkę liści....

mchu trochę mniej.

Liście zamieniły się w róże. W zeszłym roku opanowała mnie gorączka produkcji róż z liści klonu .jeżeli jest ktoś zainteresowany ,odsyłam tutaj , krótki filmik instruktażowy. Jakiś czas temu mignął mi w klamociarni wianek z wikliny . Co prawda , mało go było widać spod warstwy sztucznych kwiatów,dlatego przy okazji ostatniej wizyty przyjrzałam się dokładniej , zerwałam sztuczności i już bez zbędnych "upiększeń " zabrałam do domu. Dodałam mu kilka róż z ostatniej produkcji i wstążkę .

Drzewko natomiast, wymagało więcej nakładu pracy , kilka wieczorów zeszło na produkcji dostatecznej ilości róż . Kwiaty zamocowane na kuli z pianki , a żeby ułatwić ich wbijanie (ogonki liści są za miękkie )przycinałam ogonki poniżej wiązania . Następnie przebijałam cienkim ale dość sztywnym drutem powyżej wiązania , drut łamałam na pól i skręcałam . Wyszły sztywne druciane łodygi.Jeszcze jedno ,róże pomalowałam bezbarwnym lakierem w sprayu, dłużej zachowują ładne kolory i są trwalsze.

Róże wykorzystuję też do wiązanek , pomalowane sprayem w kolorze czerwonego wina . W zeszłym roku się sprawdziły ,są naprawdę wytrzymałe . Nie są sztuczne i nie przemarzają , więc nadają się idealnie.

Jutro dodam tylko po kilka białych chryzantem.
Po trzecie,ostatnio trafiło mi się kilka przedmiotów z cyny , albo po prostu zaczęłam zwracać na nie baczniejszą uwagę . Świecznik i dwa talerze .


I mała szklana bomboniera.




Po czwarte, Candy na blogu Decoupage by Doris ,do zdobycia śliczności .


Tak....okazało się ,ze wcale taki krótki nie wyszedł.

Spokoju i wyciszenia w nadchodzących dniach życzę.

22 października 2009

Skorupa i koszyk .

Jeszcze raz wspomnę o targowisku staroci w Jeleniej , bo właśnie stamtąd pochodzi moje wykopalisko . Na uboczu , w wąskiej uliczce ,siedział sobie pan ,obłożony niezliczoną ilością skrzynek .A w nich całe mnóstwo przedmiotów ,większość z nich nawet nie potrafiłabym nazwać . W każdym bądź razie ,dla mnie raj , skarbnica części zamiennych ,tudzież elementów które mogę wykorzystać do swojego modzenia. I tak w jednej ze skrzyń , pełnej porozbijanych porcelanowych figurek trafiłam na takie poobijane biedactwo. Pewnie większość nie zwróciłaby na coś takiego uwagi , bo po co komu figurka i do tego jeszcze z tak dużymi ubytkami najważniejszych elementów.No cóż ...ze mną jest inaczej , jak złapałam tak nie mogłam już jej wypuścić z rąk . Cała kolorystyka i nie okaleczona część elementów po prostu mnie zachwyciły.


Miły właściciel ,poinformował mnie ,ze figurka została wykopana w Cieplicach i w skrzyni jest jeszcze oddzielnie część nogi .A i owszem znalazłam kawałek łydki ale już w domu stwierdziłam ,że nie będę jej doklejać , jak okaleczony to na całego a i idealne miejsce do zamontowania podstawy .
Wenus z Milo to, to nie jest , wiem ale podoba mi się. Po prostu wykopalisko.
Stojak zrobiłam z podstawy od świecznika ,który stał sobie w mojej "magazynowni" i czekał na wykorzystanie swoich elementów . Druga część to pozostałość po pewnym szkaradzieństwie już dawno rozmontowanym i w większości wykorzystanym.Całość pomalowana kilkakrotnie cafe latte , Po wyschnięciu pomalowałam jasną rozcieńczoną farbą , której nadmiar po chwili zebrałam suchą gąbką a na koniec całość przetarłam drobnym papierem ściernym.
Tak to wyglądało przed" zabiegami ". W międzyczasie do malowania dołączył koszyk. Oczywiście klamociarskie trafienie , kupiłam go ze względu na pokrywę . Niestety urwane miał wiklinowe uchwyty i ani śladu czegoś co by ułatwiało unoszenie wieka .
Całość pomalowałam i dodałam niezbędne detale . Rozetka to znalezisko , natomiast uchwyty zakupione w LM również pomalowane i spatynowane jasną farbą.

Tak się ostatnio napatrzyłam na piękne patchworki Alizee i Yrsy ,że z ostatniego wypadu do second handu przytargałam zapas materiałów. Mam nadzieję ,ze zapału i chęci mi wystarczy na uszycie narzuty ,ale zostawiam to sobie na później ,czyli długie zimowe wieczory. Póki co uszyłam do koszyka pikowany wkład.
Jest dwustronny, obszyty koronką i może funkcjonować samodzielnie bez wiklinowego wsparcia.


A w poniedziałek ,coś mnie tknęło i wpadłam na chwilę do cioci , robiła porządki w pomieszczeniach gospodarczych . Wszystko co drewniane miało trafić do pieca . W ostatniej chwili uratowałam szafkę , taka stara umywalka na której stawiano miskę , do dziś wnętrze pachnie mydłem. Przed spaleniem uchroniłam jeszcze stary kredens kuchenny ale jemu już praktycznie znalazłam nowy dom . Na razie zamieszka u mnie , świerzbią mnie ręce żeby się za niego zabrać ,bo oczami wyobraźni widzę jak może wyglądać.

Tak prawie na koniec ,przy okazji powideł wpadł mi pomysł na tartę powidłowo -orzechową . Zrobiłam , dobra , łatwa , szybka, więc z czystym sumieniem podaję przepis.
Ciasto kruche.
2,5 szkl. mąki pszennej .
0,5 szkl. cukru pudru.
1 łyżeczka proszku do pieczenia.
1 żółtko .
1 jajko całe.
150 g. masła.
Składniki zagnieść na jednolitą masę . 2/3 ilości ciasta wyłożyć na posmarowaną tłuszczem i obsypaną bułką tartą formę ,wstawić do lodówki na 15 min . Reszta ciasta do zamrażalnika .Ciasto w formie piec w temp. 200 stopni około 10-15 min. Na podpieczony spód nałożyć wymieszane :
2 szkl, orzechów włoskich i
1 większy słoiczek powideł .
Na górę zetrzeć na dużych oczkach tarki lekko zmrożone ciasto . Ponownie wstawić do piekarnika na około 10 min. tak by ciasto nabrało złotego koloru.Posypać cukrem pudrem .

A u Alewe CANDY , i tak piękna taca do wylosowania.

Pozdrawiam serdecznie i szczęścia życzę!

16 października 2009

ZIMNO ...no to grzeję się przy garach.

Jesień nam się tego roku zrobiła zimowa . Z relacji na innych blogach widać jakie psikusy pogoda potrafi płatać . Jednak to co się stało u Jagody ,śniegu po kolana , zastawiony świątecznie stół ,w pierwszym momencie zadziwiło mnie niebywale . Wyjaśniło się ,że wszystko to do sesji zdjęciowej ,ale .... czarami to Ty się Jagódko ,aby na pewno, nie zajmujesz profesjonalnie ???Tak na życzenie śnieg w październiku? Ha ha ha !
Dobrze ,że jeszcze w zeszłym tygodniu zdążyłam uporządkować ogród i z czystym sumieniem mogę zaszyć się w domu , a konkretnie w kuchni.
Przyszedł w końcu czas na śliwki , odkąd stałam się szczęśliwą właścicielką ogrodu w którym rośnie kilka drzewek węgierek , czekam do ostatniego momentu by je zerwać . Teraz są najlepsze , pomarszczona skórka przy ogonku i delikatny powidłowy posmak , to znak by zabrać się za powidła. W tym roku wykorzystałam przepis dla leniwych ,który zapodała na swoim blogu Elisse Jest świetny ,można zaoszczędzić wiele czasu ,łychą nie trzeba wcale miąchać w rondlach . Z 10 kg. śliwek uporałam się w pół dnia . Późno zebrane śliwki mają jeszcze tą zaletę ,że nie trzeba dodawać cukru , są tak słodkie .

Powstała oczywiście jeszcze nalewka na śliwkach .

2 kg. śliwek .
0,5 kg. cukru ( w oryginalnym przepisie jest o,7 kg. ale ,że śliwki słodkie dodaję mniej )
0,5 l. spirytusu.
garść suszonych śliwek ,
mała paczka rodzynek .

Śliwki umyć ,wypestkować , 1/3 pestek ląduje w słoju razem ze śliwkami ,zasypać cukrem . Zostawić na 2-3 dni ,od czasu do czasu mieszając do momentu rozpuszczenia cukru. Dodać suszone śliwki i rodzynki ,zalać spirytusem. Odstawić na 4 tygodnie , po tym czasie wyjąć pestki, i odstawić na kolejne 3 tygodnie . Na koniec odsączyć owoce i przefiltrować nalewkę . Rodzynki świetne są do deserów a śliwki ,wykorzystuję np. do bigosu.


Nie wiem jak Wy , ale ja przepisów kulinarnych nigdy sztywno się nie trzymam . Zawsze jakaś improwizacja następuje . Tak jest z sosem pomidorowo -paprykowym ,który robię do spaghetti ,leczo czy fasolki po bretońsku. Lubię i dlatego w tym roku ,po raz pierwszy, zrobiłam hurtową ilość sosu i zapakowałam go w słoiki.

W tym celu kupiłam :
5 kg. papryki czerwonej,
6 kg. pomidorów ,
1,5 kg . cebuli ,
3 główki czosnku.
Wszelkiego rodzaju suszone zioła z ogrodu :
bazylia
tymianek ,
oregano ,
majeranek ,
estragon,
oraz kilka przypraw ,świeżo mielony pieprz,papryka słodka , pieprz cayenne , 3 ostre małe suszone papryczki . sól.

Pomidory ,sparzyłam ,obrałam ze skórki . Usunęłam nasiona i twarde części . Z tak oczyszczonych pomidorów powstał koncentrat . Ostudzić i zmiksować.
Cebulę obrać ,pokroić w kostkę ,zeszklić na oleju , na dwie minuty przed końcem dodać pokrojone w plasterki ząbki czosnku,zalać koncentratem pomidorowym . I teraz to co lubię najbardziej -przyprawy . Zioła w dużych ilościach , nie żałowałam ,bazylia ,tymianek ,oregano ,majeranek, estragon wszystko po porządnej garści ! Reszta przypraw do smaku. I tak sobie stojąc przy aromatycznym sosiku ,sukcesywnie kroiłam w kostkę paprykę i dodawałam do gara ,mieszając z przyjemnością . Na koniec poprychciło się to razem jeszcze z 20 minut . Po czym gorące nakładałam do słoików ,na wierzch każdego z nich wlałam małą ilość oliwy ,pozakręcałam wieczka i pasteryzowałam 15-20 minut . I tu mam pytanie ,robiłyście coś takiego ? Jak wszystkie improwizacje ,sos wyszedł pyszny ,pikantne niebo w gębie . Martwi mnie tylko ,czy taka potrawa przetrwa w słoikach. ?

Tak sobie siedziałam ,już głęboką nocką ,czekając ,aż sos się zapasteryzuje. Przede mną stały powidła i orzechy włoskie . Zagryzałam jedno drugim i wiecie co? Doskonałe połączenie smaków, muszę to wypróbować i zrobić tartę na kruchym cieście z powidłami i orzechami włoskimi.



Jak przepisy ,to podam ostatni nabytek z wyprawy do Jeleniej Góry,który dostałam od kuzynki . Sałatka z makaronu sojowego i kurczaka.

1 duża pierś z kurczaka ,
200 gr. makaronu sojowego ,
nasiona słonecznika i dyni,
2 łyżki majonezu .
sól i pieprz do smaku,
słodki sos chilli do marynowania mięsa.

Zamarynować mięso w sosie chilli (godzina wystarczy) usmażyć i pokroić na kawałki. Makaron zalać wrzątkiem na 10 minut ,odcedzić . Nasiona słonecznika i dyni prażyć na patelni na złoto. Wszystkie produkty połączyć z 2 łyżkami majonezu . doprawić solą i pieprzem do smaku.
Coś innego ale naprawdę smaczna ,polecam .
I jeszcze jedna sałatka , brokułowa ,w której zasmakowała większość moich gości . Przyznam się ,że w innej postaci już brokułów nie robię ,te są najsmaczniejsze . Polecam na ciepło i na zimno .

1 brokuł ,
feta ,
płatki migdałowe,
2-3 ząbki czosnku,
oliwa ,sól, pieprz.
Na godzinę przed ,robię sos z oliwy , pokrojonego drobno czosnku ,soli i pieprzu.
Płatki migdałowe uprażyć na patelni na złoty kolor. Brokuł ,podzielić na drobniejsze części ,gotować około 5-7 minut ( ma być al dente) odcedzić ,odparować . Polać przygotowaną oliwą z przyprawami , posypać płatkami migdałowymi i fetą. Gotowe.

A ,że zimno ,trzeba się leczyć zapobiegawczo ! Przepis na nalewkę tybetańską , znalazłam tutaj . Czosnek , czy warto go jeść ? Ja jestem jak najbardziej za ,coś więcej na jego temat można znaleźć tutaj .
No to ,ku zdrowotności!


Ale tak do końca przy garach jednak nie utknęłam , chociaż nadal w kuchni. Za całe 3 zł. trafił mi się ostatnio pojemnik na filtry do kawy. Rozpuszczona jestem niskimi cenami przedmiotów na które trafiam na moim terenie ,jak dziadowski bicz., np. za cukiernicę widoczną na zdjęciach powyżej 4 zł. się wykosztowałam. .Nic dziwnego ,że na starociach w Jeleniej ,kręciłam nosem na wszystkie strony ,słysząc kwoty jakie podawali handlarze. ...ale nie o tym miało być.



Pomalowałam ,przetarłam i dokleiłam element żeliwny. Zostawiłam go w stanie surowym , ale myślę o specyfiku ,który zastosowała kiedyś Violcio do pordzewiania . Taki zardzewiały będzie ładnie wyglądał?
Od dawna zarezerwowane miejsce się przydało, tak, teraz to już każdy kawałek ściany nad blatem kuchennym jest zajęty.
Jak już pędzel miałam w ręce ,to przemalowałam pod kolor mebli półki na talerze .


A to zdjęcie specjalnie dla Ushii ,nogi stołu w całej okazałości.


Kończę ,pewnie zasypiacie . ...ale ,ale ...oprawiłam moją "skorupę" Udało mi się coś do niej dopasować i o tym będzie kolejny post.

Miłego i ciepłego weekendu życzę wszystkim.

Pozdrawiam.

7 października 2009

Stół i trochę zdobycznych różności.

Stół... nadal go podziwiam . Nic dziwnego ,to co do tej pory stało w jadalni ,może i miało kształt stołu , ale nim nie było ! Zakrywałam go zwałami materii, by ukryć brzydotę potwornej konstrukcji. Szukając od jakiegoś czasu stołu ,nie wiedziałam ,że będzie to takie trudne .Niby kryteria nie były wygórowane , miał być solidny , ale nie przytłaczający w swej formie . Miał być rozkładany i mieć ładny blat ,który nie będzie wymagał zakrywania obrusami. Na koniec ,powinien dopasować się do reszty mebli .Co jakiś czas przeglądałam na Allegro oferty , jak znalazłam coś godnego uwagi ,to cena była nie do przyjęcia ,albo stan mebla był tragiczny . Poszukiwania przeciągały się w nieskończoność. Jakiś czas temu ,znajoma powiedziała mi o sklepie ze starymi meblami ,miałam chwilkę ,przejeżdżałam akurat obok i tak przez zupełny przypadek trafiłam na wymarzony, jak dla mnie ,mebel. Piękny blat ,szeroki na prawie metr ,długi na 130 cm. ,a po rozłożeniu ma 245 cm.
Jest ciężki ,solidny, ale delikatny w swym kształcie i zdobieniach, stan IDEALNY.No i cena jak najbardziej do przyjęcia . Będąc świeżo po lekturze wiadomego katalogu , stwierdziłam ,ze mój jest tańszy od niektórych tam proponowanych i na pewno nie tak solidnych. Jestem przekonana ,ze mój staruszek przetrwa kolejne stulecie.

A teraz kilka nabytków z wyprawy do Jeleniej Góry .
Nie planowałam większych zakupów ,ale wiadomo jak to bywa w takich miejscach , coś nieraz w oko i w ręce wpadnie .Wpadła mini waza , mam już prawie identyczną większą ,więc będzie komplet . A ,że nie posiadam wazonów, najczęściej kwiaty układam właśnie w wazach .
Żeliwny stojak ,nie mam pojęcia od czego , z czasem coś do niego dopasuję ,póki co stanęła w nim waza.
Metalowa wisząca mydelniczka, szukam dla niej miejsca , jeszcze nie wiem czy zawiśnie w łazience ,czy w kuchni ,tylko tam miejsca na ścianie już brakuje...he he .

Szklane zawieszki ,tych akurat szukałam . Można było kupić pojedyncze elementy, na razie po połączeniu , zawisły na szkle ,które dostałam od męża kuzynki .
Mogłam sobie poszperać w jego zasobach , dostałam zapas szklanych kul i kilka pucharów .
Mam słabość do tego typu szkła w odcieniu zieleni i chropowatej strukturze , kolekcja rośnie , przydałoby się gdzieś to razem ustawić ...


Przyrządy do łupania orzechów ,zakup męża ,to akurat jego zajęcie ,więc nic dziwnego ,że szukał wspomagaczy.

Za to zadziwił mnie kolejny przedmiot który znalazł . termometr niby nic ,ale jego kształt ! Granat .... w wojnę chce się bawić? Ci faceci ,wieczni chłopcy ... nie mogłam sobie odmówić i zdjęcie zrobiłam w klimatach męskich.
Pod koniec moich starociowych poszukiwań ,poganiana telefonicznie ,że już czas na mnie , w biegu do samochodu ,złapałam jeszcze walizki. Pierwsza większa ,w niezłym stanie , może ją przemaluję .
Za to druga , mniejsza podoba mi się bardziej .Ma metalowe okucia i na pewno zostawię ją w pierwotnym stanie .Teraz mogę zebrać razem, wszystkie pamiątkowe przedmioty Tusi. W przyszłości ,mam nadzieję z przyjemnością ,będzie przeglądać zawartość takich walizek pełnych wspomnień.
Kasztanowy sezon w pełni ,więc postanowiłam uzupełnić walizkową aranżację wiankami z kasztanów.Wystarczy nanizać na drut kasztany ,nie przeczę, pomogła mi w tym wiertarka .
Od znajomej dostałam kwiaty hortensji ,zrobiłam dwa wianki , dla siebie mniejszy .

Drugi większy ,dla znajomej w ramach podziękowania za kwiaty,hortensja w połączeniu z rozchodnikiem .

Zostało jeszcze kilka drobnostek ,ale traktuję je jak części zamienne ,przydasie ,które wykorzystam w swoich dłubaninach ,i nie ma sensu ich fotografować . I pewna "skorupa" która wymaga odpowiedniego oprawienia ,dlatego zostawiam ją sobie na później.

Pozdrawiam .

Related Posts with Thumbnails